*Oczami Kasi*
Jest już 5 lipca. Szybko minęło.
A ja tak zaczynam od środka... Od początku to tak:
Rano wstałam już o czwartej. Chciałam jeszcze pospać, ale nie mogłam usnąć. Ubrałam się w białą sukienkę, włosy związałam w koński ogon, a następnie zabrałam torbę z blokami, kredkami, węglami i ołówkami. Lubię rysować, a kiedyś znalazłam tu fantastyczne miejsce do tego. Miałam już wychodzić, kiedy przypomniałam sobie, że nie wzięłam prowiantu oraz nie zostawiłam żadnej kartki tym urwisom.
Szybko coś naskrobałam, wrzuciłam do torby sok pomarańczowy i po głębszym zastanowieniu, ciasteczka zbożowe.
Szłam wzdłuż ulicy, a przede mną rozciągał się piękny widok - wschodzące słońce. Wszystkie kolory wspaniale ze sobą współgrały. Bałam się nawet głośniej odetchnąć, żeby nie zburzyć tej harmonii.
Po około dwudziestu minutach byłam na miejscu. Usiadłam na moim ulubionym kamieniu i po prostu patrzyłam się na morze.
Wiecie, jak to ładnie wygląda, kiedy patrzysz się na wodę, a w niej odbija się różowo-żółte słońce?
Pierwszy raz, oglądałam je z moim byłym. Nawet nie wiecie, jak taki żigolak umie kłamać. Każda dziewczyna pragnie miłości rodem z filmu, a taki... idiota to wykorzystuje.
Wtedy obiecałam sobie, że nigdy więcej, nie będę płakała przez chłopaka. Po prostu nie są tego warci.
Wracając...
Wyciągnęłam blok techniczny i węgiel. Upatrzyłam sobie najpiękniejszy widok, dla nastoletniej dziewczyny z sianem zamiast mózgu. Mianowicie na plaży siedziała, przytulona do siebie para. Wyglądali tak, jakby miał ich ktoś rozdzielić, albo jakby chcieli razem, stawiać czoła wszystkim przeciwnościom losu.
Tak zajęłam się szkicowaniem, że nie zauważyłam, kiedy minęły trzy godziny.
- No Stara trzeba się zbierać. - wymamrotałam pod nosem - Ale nic się nie stanie, gdy pójdę na malutki spacer.
Zarzuciłam torbę na ramię, a sandałki, które były na moich stopach, chwyciłam w rękę. Wyjęłam telefon, który miała JESZCZE (na szczęście) całą szybkę. Na tapecie zobaczyłam uśmiechającego się Patrysia, skrzywionego Kamila i szczerzącego się(czyt. na ustach -> uśmiech, w oczach-> smutek) Danielka. To zdjęcie było z wczoraj. Próbowaliśmy go jakoś rozśmieszyć po wyjeździe Młodej. No nie udało się, ale przynajmniej próbowaliśmy. A wiecie, że on umie gotować? Pyszną kolację zrobił.
Znów gadam nie o tym co się dzieje... Wracając po raz... kolejny.
Szłam brzegiem, a woda obmywała moje stopy. Co dziwniejsze, była ona ciepła.
Myślałam nad tym wszystkim co się zdarzyło. Nigdy czegoś takiego nie robiłam. Heh... Chyba musi być ten "pierwszy raz" J
Chłopaków znamy tylko półtora tygodnia. A już przeżyliśmy więcej niż niektórzy przyjaciele. Związałam się z jednym, z nich po JEDNYM DNIU! Przecież to nienormalne. Oczywiście. Jak byłam mała to sobie tak to wyobrażałam- Spotykam swoją miłość życia, od razu jesteśmy ze sobą, bara-bara, dzidziuś, ślub i życie jak w bajce.
Hahahahahaha - Śmieszne nie?
Jednak bym tak nie chciała. No bo co to? Takie życie jest do kitu. A w Moim się nie nudzę. Ciągle coś się dzieje. A to gwałty, a to śluby, a to pogrzeby, a to nieszczęśliwe miłoście, a to rodzinne kłótnie, a to narodziny jakiegoś dzieciaka, a to jeszcze zjazdy rodzinne. Normalnie żyć, nie umierać.
Nim się obejrzałam była dziesiąta trzydzieści. Postanowiłam zadzwonić do babci.
- Słucham?
- Cześć Babciu.- uśmiechnęłam się szeroko.
- Hej kochanie. Przypomniałaś sobie o starych dziadkach?
- No jacy wy starzy jesteście? Ledwo trzydziestka za pasem.
- Oczywiście, oczywiście. No opowiadaj co tam u Was? Ewcia ma już jakiegoś chłopca? A Lia dojechała?
- Jak to "dojechała"?
- No bo wczoraj ją wsadziliśmy do pociągu. I to siłą. Ma dziewczyna krzepę.
- Eeeem... Nie wiem. Jestem teraz na małym porannym spacerku. Wiesz jak to lubię. - znów uśmiech wpłynął na moją twarz, natomiast w słuchawce usłyszałam głośny śmiech.
- No oczywiście. Pamiętam jak miałaś pięć lat i poszłaś na spacer o szóstej rano. My się budzimy, a Kasiuni brak. Dzwonimy do wszystkich. Już prawie policję wzywamy, a tu dzwoni pani, która mieszka kilkanaście ulic dalej, że moja wnuczka zasnęła na łące i zobaczyła ją gdy szła z psem.
- No bo byłam zmęczona!
- hahaha... Znów odeszłyśmy od tematu. Kornelia nie chciała mi powiedzieć. Czy twój status się zmienił?
- Em... W sensie?
- Nie zgrywaj głupszej niż jesteś. Mów jak ma na imię, ile ma lat i czy jest przystojny! - Czyż moja babcia nie jest najlepsza? Zawsze coś powie, po czym nie wiem - czy mam się śmiać, czy płakać.
- Patryk, lat 19, bardzo.
-Czyli jakieś konkrety. - Już widzę jak babcia uśmiecha się szeroko i kiwa głową z uznaniem. - Ale prababcią od Twojej strony jeszcze nie chcę być. I sądzę, ze Twoja mama, a moja córka babcią też nie chce być... chociaż jest już po czterdziestce.
- Babciu...
- Oj tak, tak. Wiem, wiem. Powtarzasz to prawie cały czas. W każdym bądź razie... muszę kończyć, bo Iwonka przyszła. Wiesz, musimy obgadać całe miasto. Trzymaj się kochanie.
- Tęsknię. Pozdrów wszystkich. Bye, bye.
- Papa.
Gdy wróciłam do domu była dwunasta. Coś daleko odeszłam, no ale trudno.
Słyszałam krzyki, piski i śmiechy.
Oho! Moje kochanie wróciło.
- Jestem! - Krzyknęłam i stanęłam w drzwiach salonu. Lia rzeczywiście wróciła... Ale wrócił ktoś jeszcze, ktoś kogo nie chciałam więcej widzieć na oczy...
-----------------------------------
No siemka :*
WIem, wiem.. długo nie pisałam. Dodatkowo dzisiaj mi nie wyszedł tak jak chciałam..
No nic. Teraz czekamy na Paulinę.
Trzymajcie się Mysie-Pysie :*